19.03.2017

Logan – lepszego końca nie będzie

Dla osób znających uniwersum X-men wyłącznie z kina, jest tylko jedno oblicze Wolverine'a. Po 17 latach Hugh Jackman żegna się z tą postacią filmem Logan. Pożegnanie, choć gorzkie, jest nie tylko dobre, lecz także zaskakujące.

Logan (2017) recenzja
Logan (2017)

Nie sposób recenzować Logana bez kontekstu wcześniejszych filmów. To dość niezwykłe, by jeden aktor przez tyle lat odgrywał superbohatera. Przecież w tym kinowym nurcie wciąż się coś zmienia – kolejne sequele, rebooty czy spin-offy. Choćby Spider-Manów było już trzech, a Batmanów jeszcze więcej. Zatem chyba nikt w 2000 r. nie przypuszczał, że Hugh Jackman na tak długo zwiąże się z postacią Rosomaka. Zresztą, kto by się w ogóle spodziewał, że właśnie ten bohater – z tak obszernego uniwersum X-menów – stanie się na tyle ważny dla filmowych przygód mutantów.

Dlatego dla widzów zaznajomionych z serią, Logan może okazać się niemałym zaskoczeniem, bo nie jest to już ten sam bohater. Lecz najnowszy obraz Jamesa Mangolda nie odcina się zupełnie od cyklu, na co dowodem są liczne nawiązania – zwłaszcza do X-men (2000), X-men 2 (2003), ale nie tylko (np. katana z Wolverine, 2013). Jednak wydarzenia w Loganie rozgrywają się wiele lat później od tych ze starszych filmów, więc brak ścisłego kontinuum nie przeszkadza. Nawiasem mówiąc, seria o mutantach ma spore problemy z ciągiem przyczynowo-skutkowym na przestrzeni wszystkich części, zatem lepiej się tym zbytnio nie przejmować. Natomiast widzowie, którzy kojarzą Genezę (2009), mogą poczuć się nieco zdezorientowani, bo Wolverine w Loganie nie dość, że jest stary, to jeszcze coraz trudniej się regeneruje. Dlaczego? Film nie udziela jasnej odpowiedzi, jakby sugerując, żeby sięgnąć po komiksy.

The Last of Logan


Logan to nie tylko pożegnanie z bohaterem, lecz także wprowadzenie nowej postaci – Laury (Dafne Keen). Jak się szybko okazuje, dziewczynka ma podobne umiejętności i właściwości, co Rosomak. A mężczyzna, chcąc nie chcąc, staje się dla niej opiekunem w drodze do bezpiecznego miejsca. Właśnie w tych elementach – podróży oraz rodzącej się powoli, niemal, rodzicielskiej relacji – gracze widzą inspirację The Last of Us (2013). Cóż, niektóre ujęcia również mi skojarzyły się z tą grą, jednak porównywanie tych dwóch produkcji wydaje się trochę przesadzone. Zresztą, TLoU samo jest inspirowane, choćby powieścią Droga Cormaca McCarthy'ego. Jednak, wracając do Logana, to wspomniane tropy nie są jedyne, bo trudno nie zauważyć w filmie Mangolda nawiązań do Mad Maxa. Nie chodzi tu tylko o pustynno-postapokaliptyczne klimaty czy pościg z kolumną samochodów. Znajduje się tu też postać Calibana, który w tym ujęciu mógłby stanąć wśród War Boys'ów. A Wolverine jako nadzieja dla grupki dzieciaków, przywodzi mi na myśl Pod Kopułą Gromu (1985).

The Last of Us (2013)
Czy Logan jest podobny do The Last of Us (2013)?
Logan nie przypomina wcześniejszych produkcji superbohaterskich. Nie ma tu irytująco patetycznych momentów, drętwych przemów o przejęciu władzy nad światem, ani nawet obcisłych trykotów. Jest to brutalny i mroczny film, ale nie tak „mroczny” jak Batman v Superman, tylko dokładnie taki jak powinien być. Nie brakuje tu również smutnych momentów – w końcu to pożegnanie – lecz są one wyważone przez dozę humoru i ironii. Mangold postawił większy nacisk na bohaterów i relacje między nimi, niż na akcję. Oczywiście są postacie zbudowane lepiej, a inne gorzej, jednak większość ma jakieś motywacje, cele czy rozterki. Niełatwo widza skłonić, by przejął się losem nowych bohaterów, skoro na ekranie ma „starych znajomych” – Wolverine'a i Xaviera. Faktycznie, to oni budzą największe emocje, ale debiutanci też mają okazję do zaznaczenia swojej obecności i zaintrygowania widzów. Szkoda tylko, że w niektórych przypadkach zainteresowanie idzie na marne.

Bohater dobry, zły i niepotrzebny


Chociaż Logan różni się od innych filmów superbohaterskich, to ma podobne problemy z antagonistami. Pierce, przez pierwszą część filmu, sprawia wrażenie postaci, za którą stoi jakaś interesująca historia. Grający go Boyd Holbrook radzi sobie całkiem nieźle, jako luzacki twardziel, mimo że miejscami brzmi jakby mówił głosem Toma Hardy'ego. Jednak później złoczyńca zostaje zepchnięty na margines, co jest kompletnym niewykorzystaniem potencjału. Tymczasem Dr Rice (Richard E. Grant) nie wyróżnia się niczym szczególnym, do tego stopnia, że można go zapamiętać wyłącznie dlatego, iż gra go znany aktor. Nietrafionym pomysłem twórców jest wprowadzenie, w pewnym momencie akcji, innego złego mutanta. Schematyczny i wtórny antybohater nie budzi żadnych emocji – walka między nim a Loganem jest zupełnie nieangażująca.

Logan (2017) recenzja
Dafne Keen jako Laura, Logan (2017)

Mimo że Wolverine przeszedł przemianę znaczenie większą niż w innych filmach, to i tak Hugh Jackman odgrywa go z bezpretensjonalnością, która jest potwierdzeniem zżycia się z tą postacią. Z kolei Patrick Stewart zaskakuje zupełnie nowym ukazaniem Xaviera, co wychodzi bardzo dobrze. Jest coś niezwykle interesującego, a zarazem przerażającego w tym, że najpotężniejszy umysł wśród mutantów dopada starcza demencja. Natomiast trudno mi jednoznacznie ocenić Laurę – zdziczałą dziewczynkę, która swoimi szponami z adamantium robi z innych miazgę. Twórcy chcieli, by ta milcząca bohaterka z biegiem fabuły stała się córką dla protagonisty. Problem w tym, że rodzicielska relacja zbudowana w zasadzie głównie na podobieństwie „zdolności”, to trochę za mało, aby w pełni przekonać widza. Niektórzy narzekają, że Laura jest irytująca – miejscami owszem, ale to do tej postaci pasuje, bo powinna być dzika i niedostosowana do normalnego życia. Jednak dziwi mnie, że pozostałe dzieciaki nie sprawiają wrażenia, jakby wychowywały się w izolacji, wręcz przeciwnie, są aż nazbyt grzeczne i przyjazne.

Wreszcie superbohater wybrzmiewa


Na uwagę zasługują również zdjęcia Johna Mathiesona, który umiejętnie bawi się światłem, wywołując efekt naturalności. Na przykład promienie słoneczne przesączają się przez dziury, w skorodowanej blasze, podkreślając unoszący się kurz. Nie zabrakło nawet, ostatnio modnych, neonowych fioletów. Lecz skoro czytacie recenzję na tym blogu, to jesteście pewnie ciekawi jaki Logan ma soundtrack. Za muzykę odpowiedzialny jest Marco Beltrami, który ma również na koncie kompozycje do Wolverine'a. Utwory są dość zróżnicowane, co jest miłą odmianą w porównaniu z innymi filmami superbohaterskimi. W temacie przewodnim plumka pianino, skontrowane przez gitarowy riff. Zresztą szarpanie strun, przewija się nie tylko tu. Soundtrack jest mocny i ponury, co świetnie oddaje postapokaliptyczny klimat Logana. Myślę, że ten album będę przesłuchiwać jeszcze nie raz. Można jedynie żałować, że nie znalazła się na nim choć jedna piosenka, którą słychać w filmie.



Czy Logan to ostateczne pożegnanie z Wolverinem? Nie sądzę. Jeśli nie Jackman, to wkrótce inny aktor wcieli się w tę postać. Jednak takich filmów fani superbohaterów powinni oczekiwać. Pierwszą produkcję o Rosomaku próbuję wyprzeć z pamięci (wiecie, TEN Deadpool), drugiej prawie nie pamiętam... Na szczęście Logan okazał się dobry, na tyle, że można nie tylko uronić łezkę, lecz także chcieć zobaczyć film ponownie.