22.07.2017

Baby Driver (2017) | 1...2...3... RECENZJA!

Oto początek nowego cyklu na blogu, w ramach którego publikować będę krótkie recenzje filmów (i nie tylko), zwykle tuż po seansie. Już takie coś pojawiało się na facebookowym profilu, ale myślę, że tutaj łatwiej będzie Wam dotrzeć do tych tekstów. Na pierwszy ogień – Baby Driver

Baby Driver (2017) recenzja


Edgar Wright, reżyser znany z Hot Fuzz (2007) czy Scott Pilgrim kontra świat (2010), tym razem postawił nie na ironiczny humor, tylko na gatunkowe kino akcji i muzykę. Nazwanie montażu teledyskowym to za mało, bo narracja skrojona pod energiczne rytmy robi wrażenie spójnością i dopracowaniem. Twórcy nie tylko wiedzą jak łamać zasady techniczne, lecz także utarte schematy. Równocześnie Wright, świadomy tego, że widz widział już niektóre podobne wątki, nie nudzi go przesadną ekspozycją. Baby Driver wizualnie kipi od inspiracji dziedzictwem kinematografii (np. Tarantino), a muzycznie pełny jest klimatycznych lub zadziornych kawałków z lat 60. i 70. (np. Easy – The Commodores). Znakomita obsada (m. in. Kevin Spacey, Lily James, Jon Hamm i Jamie Foxx) stworzyła wyraziste kreacje, wśród których nawet ci „źli” – ostatnio w kinie tak często nijacy – mają interesujące charaktery i wiarygodne motywacje. Wyróżnia się zwłaszcza tytułowy Baby – aktor Ansel Elgort nie odgrywa już irytującego chłopaczka jak w Niezgodnej (2014), tylko bohatera z krwi i kości, któremu chce się kibicować.
Po prostu idźcie do kina, niech Baby zabierze Was na przejażdżkę!

Od teraz nowe teksty ukazywać się będą w środy/soboty. Jednak ten cykl może pojawiać się różne dni, więc jeśli nie chcecie niczego przegapić śledźcie profil na facebooku lub twitterze.

PS. Dziękuję Gosi za pomoc przy wyborze nazwy cyklu.

_______________________________
Jeśli chcesz komentować, a nie masz konta w Disqus – kliknij w Name, a potem zaznacz „Wolę pisać jako gość”