2.10.2017

Copernicon 2017 – relacja

Razem ze znajomymi i ekipą Geek Kocha Najmocniej wybrałam się 22-24 września na Copernicon 2017 – festiwal fantastyki. Czy było, nomen omen, fantastycznie?



Konwenty to wydarzenia, na których fan jakiegoś dzieła popkultury powinien się pojawić przynajmniej raz w życiu. Na Coperniconie byłam po raz pierwszy, a także po raz pierwszy pojawiłam się w Toruniu na dłużej niż przejazdem – co dziwne, zważywszy, że mieszkam dość blisko. Jednak w porównaniu ze znanymi mi góralami, którzy nigdy nie byli na górskim szlaku, nie jest to aż tak osobliwe. Po wylądowaniu na Ziemi Chełmińskiej, w obawie przed kolejkami, udałam się od razu do punktu akredytacyjnego, gdzie obsłużono mnie bardzo szybko i po chwili otrzymałam identyfikator oraz informatory. Muszę zaznaczyć, że książeczki z informacjami wydano starannie, rekompensując tym samym nieczytelność internetowego programu.

Miasto pełne schodów… i pierza


Z uwagi na wczesną porę, wybrałam się na zwiedzanie zabytkowych uliczek, ułożonych mało symetrycznie, co osłabiło moją orientację w terenie. Na szczęście kolejnego dnia nie miałam już problemów z odnalezieniem właściwej drogi. Toruń okazał się być miastem schodów – zarówno niskich, jak i wysokich, ale przede wszystkim niepokojąco stromych. Choć historyczną część da się przejść w jeden dzień, to nie można się nudzić, ponieważ niemal na każdym kroku znajdują się turystyczne atrakcje. Sama skorzystałam z Żywego Muzeum Piernika, gdzie przeniosłam się w czasie i, jako początkująca terminatorka, poznałam tajną recepturę na piernik. Zaskoczeniem natomiast było wydarzenie Plac Aniołów z okazji 20-lecia wpisania toruńskiej starówki na listę UNESCO. Zawieszeni na linach akrobaci-aniołowie, z francuskiej grupy Gratte Ciel, zrobili nietypowe przedstawienie, którego efektem było zasypanie okolicy tysiącami piór. Po wszystkim zgromadzona widownia, jak dzieci, bawiła się w stertach pierza. Toruń to również miasto, które nie zasypia. Przez cały weekend mój sen przerywały hałasy z ulicy: muzyka, odgłosy niestrudzonych imprezowiczów oraz dmuchawy pracownik oczyszczalni miasta, próbujący uporać się z piórami.

Od prelekcji do prelekcji, z przerwą na planszówki


Atrakcje Coperniconu rozsiane były po kilku miejscach, co ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony zachęca to do poznania miasta, z drugiej zaś powoduje, że trzeba dobrze przemyśleć na jakich prelekcjach chce się być i czy warto biegać od jednego budynku do drugiego. A odległości były niemałe, więc trzymałam się przede wszystkim Wydziału Matematyki i Informatyki, gdzie odbywało się najwięcej interesujących mnie atrakcji. Sobotę spędziłam głównie na prelekcjach, pomimo tego, że parę zostało odwołanych, znalazłam inne w zamian. Skoro swego czasu zajmowałam się naukowo YouTube’em, to nie mogłam przepuścić panelu na jego temat. Był on dość ciekawy, ale brakowało wśród uczestników kobiecego głosu – co zresztą zostało zauważone. Ten brak zaintrygował mnie do tego stopnia, iż zastanawiam się nad tekstem o youtuberkach – bylibyście zainteresowani?

W konwentach, jak i konferencjach, lubię to, że można trafić na wystąpienie na temat, o którym dotychczas się nie myślało. Tym razem była to prelekcja o reportażach wojennych w komiksie, choć nie znalazłam się na niej przypadkiem, bo prowadził ją Piotrek z GKN, to dowiedziałam się sporo o tym komiksowym nurcie. Przy okazji zostałam mianowana na technicznego ekipy i robiłam za statyw, nagrywając wideo z prezentacji Piotrka i Karoliny. Poza tym, okazało się, iż podczas słuchania o twórczości Neila Gaimana, przyszłości filmowego uniwersum DC czy powodach oglądania głupot w telewizji, czas płynie niezauważalnie szybko, przez co pod wieczór zorientowałam się, że od rana nic nie jadłam. Uratowały mnie batoniki, które przezornie zapakowałam do plecaka, bo na wypad do studenckiego baru nie było chwili, ponieważ przyszła wreszcie pora na granie w planszówki. Gra Tajniacy jakoś nas nie porwała, za to Splendor owszem – zanim się obejrzeliśmy minęły dwie godziny i trzeba było pędzić na kolejne punkty programu.

Niezapomniane przeżycia i zapomniane atrakcje


Ciepły sobotni wieczór i magiczna atmosfera Placu Aniołów obudziła we mnie imprezowy nastrój, niestety ku mojemu rozczarowaniu, znajomym się on nie udzielił, więc nie pozostało nam nic innego jak rozejść się do hostelowych pokoi. Może tak było lepiej, bo przynajmniej nie miałam problemu ze wstaniem następnego dnia. Utwierdziłam się w tym przekonaniu, słuchając prelekcji Katarzyny Czajki-Kominiarczuk (Zwierz Popkulturalny) o kanonie filmów sci-fi, którą żal byłoby przegapić. Dla kinomaniaka takiego jak ja, zawsze interesujące jest dowiedzieć się czegoś więcej o kinie i dopisać kilka tytułów na listę „do obejrzenia” (wiedzieliście, że Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia z 2008 r. to remake filmu z 1951 r.?!). Cieszę się ponadto, że wreszcie udało mi się choć chwilę porozmawiać z Kasią. Po prezentacji, z moją ekipą konwentową udaliśmy się na kolejną porcję grania w plaszówkę (Wsiąść do pociągu), która umilała nam czas do rozstania z Karoliną i Piotrkiem. Później snułybyśmy się z koleżanką po przypadkowych prelekcjach, gdyby nie to, że przypomniałam sobie, iż zostało nam jakieś półtorej godziny do zamknięcia Fantastycznych Targów Popkultury! Popędziłyśmy więc na Rynek Nowomiejski, który od Wydziału Mat. oddalony jest o ponad kilometr. Umiejscowienie stoisk sprzedaży tak daleko traktuję jako minus, bo najlepiej na zakupy chodzić w przerwach między prelekcjami, natomiast tu nie było takiej możliwości, a co gorsza prawie zupełnie o targach zapomniałyśmy.

Copernicon 2017 pozytywnie zaskoczył mnie wyjątkową atmosferą i profesjonalną organizacją. Kilka wad nie zmieniły mojego dobrego wrażenia. Bawiłam się świetnie i z chęcią wrócę na ten konwent. A jeśli również jesteście miłośnikami popkultury i fantasy, to jest impreza dla was!

PS. Kto śledził moją relację na instagramie? :)



Skomentuj lub podaj tekst dalej, zajrzyj też na facebooka, twittera i instagram.
 _______________________________ 
Jeśli chcesz komentować, a nie masz konta w Disqus – kliknij w Name, a potem zaznacz „Wolę pisać jako gość”