7.06.2019

Zbyt dosłownie – kilka słów o Vox Lux

Na Vox Lux czekałam od pierwszej zajawki, mimo iż była dość enigmatyczna. To dobrze, bo im mniej wie się o tej produkcji przed seansem, tym lepiej. Jednak nie dajcie się zwieść zwiastunom, że ta opowieść o gwieździe pop jest niczym biopic. Nie, opowieść o Celeste stanowi swego rodzaju pretekst do przekazania szerszych wniosków. Lecz niestety nie są one zbyt odkrywcze. 

Vox Lux Natalie Portman analiza filmu
Fot. Andrew Lauren Production (ALP), Sierra/Affinity, Killer Films, Bold Films

Natalie Portman w roli Celeste, tworzy jedną z ciekawszych ról w swoim dorobku. Spotkałam się z zarzutem, że to rola przeszarżowana, wskazującym według mnie na nie zrozumienie postaci. Przecież taka diva aż się prosi o przerysowanie! Pozostała obsada również sprawdza się znakomicie (m. in. Jude Law i Stacy Martin), zwłaszcza nastoletnia Raffey Cassidy, która już wcześniej pokazała, iż wyrasta na wyjątkowo utalentowaną aktorkę (np. w Tomorrowland wypadła lepiej niż główni aktorzy). Zatem jeśli te nazwiska przyciągnęły waszą uwagę do filmu, to możecie iść na seans, bo aktorstwo jest niewątpliwą zaletą Vox Lux.

Poniższy tekst zawiera spoilery

Choć poprzednie dzieło Brady’ego Corbeta – Dzieciństwo wodza (2015) – zawitało na ekrany też polskich kin, reżyser nadal kojarzony jest przede wszystkim ze swoich filmowych ról (szczególnie z Funny Games, 2007). Tymczasem czego by nie napisać o Vox Lux, nie można twórcy odmówić pomysłu i interesującej formy. Pełne niepokojących chłodnych barw zdjęcia, za które odpowiada Lol Crawley, przechodzą w te kipiące od intensywnie kolorowego światła. Pojawiają się też wstawki jak z domowego wideo oraz nietypowa prezentacja czołówki i napisów końcowych. Film podzielono na kilka części, opatrzonych tytułami, a co jakiś czas odzywa się narrator (Willem Dafoe), który przedstawia Celeste, ale cały czas mówi o niej w czasie przeszłym – co nabiera sensu dopiero pod koniec seansu.

Vox Lux rozpoczyna się wstrząsająco. Traumatyczne wydarzenie naznacza dalsze życie Celeste. A raczej kończy jej dotychczasowe życie i rozpoczyna nowe, bo – jak się później okazuje – bohaterka zaprzedała duszę diabłu. Ta dosłowność spowodowała, że odbiłam się od tej produkcji, nie dlatego iż zawiera element nadprzyrodzony, ale w tym kontekście jego wprowadzenie powoduje uproszczenie interpretacji filmu. Zatem sukces Celeste nie bierze się stąd, że (być może) ludzie fascynują się tragedią, a ci, których ona dotknęła, traktują jej piosenkę Wrapped Up jako pomoc w przepracowaniu traumy. Nie, wychodzi na to, że bohaterka stała się gwiazdą dzięki diabelnym mocom. Druga kwestia: w Vox Lux pojawia się krytyka współczesnej muzyki, przy której „nie trzeba myśleć”, lecz refleksja nad powodami jej popularności – np. dzieła popkultury jako ucieczka od przepełnionej brutalną przemocą codzienności (pojawiający się w filmie terroryzm) – zostaje ucięta dosadną interpretacją, że to diabeł kusi wszystkich prostymi piosenkami.

Zbyt dosłownie, prawda? Oczywiście Vox Lux jest przerysowany, bywa groteskowy, a równocześnie nie czuć w nim samoświadomej ironii. Bo ten film jest, przy tej eksperymentalnej formie, bardzo poważny. Wręcz pompatycznie poważny. W jednym z wywiadów Brady Corbet mówi, że Vox Lux stanowi portret pokolenia. Jednak sama historia Celeste nie wystarczyła reżyserowi do przekazania widowni refleksji na temat współczesnego show-biznesu. Bohaterowie wygłaszają pretensjonalne monologi, żeby widzowie mieli klarowny przekaz. Lecz wnioski płynące z filmu nie są odkrywcze. Ta krytyka kultu celebrytów i jakości muzyki pop, przypomina mi narzekanie w stylu „kiedyś to były czasy, dzisiaj nie ma czasów”. Cóż, szkoda, bo Vox Lux ma kilka naprawdę dobrych elementów (utwory Scotta Walkera!).


Skomentuj lub podaj tekst dalej, zajrzyj też na Facebooka, Twittera i Instagram
_______________________________
Jeśli chcesz komentować, a nie masz konta w Disqus – kliknij w Name, a potem zaznacz „Wolę pisać jako gość”