24.11.2018

Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda (2018) | Na dwa głosy

Już na etapie promocji Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda budziły kontrowersje w fandomie. Czy obawy fanów okazały się słuszne? Analizuję film z Karoliną z Geek Kocha Najmocniej.

Fantastyczne Zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda analiza
Fantastyczne Zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda (2018), fot. Warner Bros. Entertainment Inc.


Zuza: Byłyśmy na minimaratonie, więc miałyśmy okazję od razu porównać Zbrodnie Grindelwalda do poprzedniej części cyklu, czyli Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (2016). Niestety nowy film w tym porównaniu nie wypada zbyt korzystnie. Lecz muszę przyznać, że pierwszy raz tak dobrze czułam się na seansie przy pełnej sali! Nieustannie można było słyszeć żywe reakcje na to, co się dzieje na ekranie (zwłaszcza „Aww”). Widzowie przeżywali film do tego stopnia, że niektórzy machali ręką jakby rzucali zaklęcia różdżką! Urocze.

Karolina: Tak naprawdę, gdyby nie energia płynąca od fanów, Zbrodnie Grindewalda nie wypadłyby w moich oczach tak dobrze, jak to się stało. Uniwersum Harry’ego Pottera zawsze było dla mnie przede wszystkim poczuciem przynależności, radością, współdzieleniem pasji. Dlatego mimo tego iż - bądźmy szczere - druga część Fantastycznych zwierząt nie należy do znakomitych filmów, oglądało się ją ze zdwojoną przyjemnością. Bo czułam tę radość tłumu, czułam radość z odkrywania świata, stworzonego przez Rowling.

 Z: Jednak z samym filmem mam już problem, niektórymi elementami jestem mocno zawiedziona. Mam wrażenie, że wszystkiego jest równocześnie, paradoksalnie, za dużo i za mało. Niektórzy bohaterowie pojawiają się nie wiadomo po co, a inni są zbyt nijacy, abym się ich losem przejmowała. W zasadzie trudno mi omówić tę produkcję bez spoilerów.


 K: Rozumiem Cię. Większość wątków, które wzbudzają wątpliwości to mocne spoilery. Nie wszystkie rozwiązania fabularne w tym filmie mi się podobają. Wierzę jednak, że czai się za nimi drugie dno, że w kolejnej części zostaną wyjaśnione. Rowling nie raz to robiła.


 Z: Nie przepadam za argumentem „może w kolejnej części dowiemy się więcej”, bo tutaj za wiele wątków trzeba tak uzasadniać. Pierwsza część miała w miarę zamkniętą historię, tymczasem Zbrodnie Grindelwalda cierpią na syndrom sequela, który jest tylko wstępem do kolejnych filmów. A mają pojawić się jeszcze trzy! Mam nadzieję, że nie będę musiała czekać na odpowiedzi do 2024 roku.


Dalszy tekst zawiera spoilery


 K: Racja, możemy w ten sposób usprawiedliwiać dziury fabularne, licząc na to, że otrzymamy zadowalającą odpowiedź - ale nie możemy jednocześnie uznawać Zbrodni Grindewalda za dobry film. W kwestii czystej rozrywki ta produkcja jest zadowalająca. Jednak gdy przysiądziemy nad nią dłużej, zaczynają się schody. Najbardziej boli mnie zmarnowanie postaci Queenie. Usprawiedliwianie jej pójścia za Grindewaldem tym, że nie może wziąć ślubu z Kowalskim, bo ten jest niemagiem, jest szyte grubymi nićmi. Przecież z łatwością para mogła przeprowadzić się do Londynu i zawrzeć małżeństwo. Poza tym, charakter Queenie, który poznaliśmy w pierwszej części przeczy, by bohaterka tak szybko uległa Grindewaldowi. To sprawia, że zastanawiam się czy nie zadziałały tu czary.

Fantastyczne Zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda (2018) analiza filmu
Fantastyczne Zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda (2018), fot. Warner Bros. Entertainment Inc.

 Z: Ten wątek szczególnie mnie zirytował (w pierwszej części Newt dziwi się panującym w USA zasadom dot. małżeństwa). Również skłaniam się ku temu, że Queenie jest pod wpływem czarów. Po pierwsze, wiadomo, że Grindelwald umie manipulować ludźmi. Po drugie, to nadaje sens dziwnej scenie, w której Queenie zaczarowuje Kowalskiego. Rowling w serii o Harrym Potterze często wprowadzała jakiś element, okazujący się być kluczowym dla rozwiązania intrygi (niczym strzelba Czechowa). Zresztą myślę, że więcej wątków może okazać się przewrotnych.


 K: Skoro już mówimy o Grindelwaldzie, to z wielkim bólem (bo Johnny Depp) przyznaję, że ta postać jest jedną z najlepiej poprowadzonych w tej serii. Casting fatalny i przy lepszym ten bohater nabrałby jeszcze więcej mięska, ale i tak byłam w szoku, że nie jest tak źle. Grindelwald to bardzo złożona postać, ma jeszcze sporo do pokazania.


 Z: Również jestem pod wrażeniem jak przedstawia się tu Grindelwalda. On nie jest jak Voldemort, zabijający każdego, kto śmie mu się sprzeciwić. Nie, Gellert ma białe rękawiczki, z chęcią posługuje się swoimi pomocnikami przy brudnej robocie (pozbycie się lokatorów z paryskiego mieszkania). Tłumaczy, że jego działania są „dla większego dobra”, co z łatwością kusi tych „uciśnionych”. Zapewne ma konkretny plan. Dlaczego o tym wspominam? Bo przy okazji chcę się odnieść do końcowego zwrotu akcji, który według niektórych pasuje bardziej do telenoweli. Tymczasem ja sądzę (i mam nadzieję!), że to zmyłka, a Aureliusz Dumbledore jest tylko na prędce wymyśloną przez Grindelwalda postacią służącą temu, aby zatrzymać przy sobie Credence’a, pragnącego tak bardzo odkryć swoją tożsamość.


 K: Ten plot twist był tak bezsensowny, że to musi być podpucha. Nie sądzę by Rowling nagle zniszczyła wszystko to, co tak szczegółowo przedstawiła w książkach. Grindelwald wie, że Credence poszedł za nim wyłącznie z chęci odkrycia swojego pochodzenia – no to mu je dostarczył, jeszcze robiąc pokazówkę z feniksem. Chłopak jest potrzebny Gellertowi by pokonał Dumbledore’a, co sam przyznał na początku filmu. Utworzenie jakieś tajemnicy, że niby Albus chce pozbyć się swojego zaginionego brata, który snuł się bez tożsamości po świecie na pewno mocno zadziała na Credence’a.


 Z: Lecz wątkiem Credence'a jestem rozczarowana. W pierwszej części był on jedną z najciekawszych postaci, a w Zbrodniach… jest zepchnięty na margines. Zresztą w ogóle w filmie jest za dużo postaci, a za mało czasu na ich ciekawe rozwinięcie. A niektórzy bohaterowie pojawiają się chyba tylko po to, aby zaraz zniknąć, jak np. asystentka Newta czy nielojalny pomocnik Grindelwalda. Mnogość wątków nie dodaje (zbyt literackiemu?) scenariuszowi głębi, ale wprowadza chaos. 

Fantastyczne Zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda (2018), analiza filmu, Jude Law
Fantastyczne Zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda (2018), fot. Warner Bros. Entertainment Inc.

 K: Ale za to końcówka filmu jest świetna. Kiedy plan Grindelwalda się ziszcza, kiedy dochodzi do walki, te płomienie, niuchacz… Jedyne, czego nie mogę przeżyć, to koniec, jaki spotkał Letę Lestrange. Ta postać miała w sobie tak ogromny potencjał, mogła zostać pogłębiona, mogliśmy dowiedzieć się o niej więcej, lepiej ją poznać… ale ją zabili. Meh.


 Z: Przykro, że uśmiercili, na oczach ukochanego, najciekawszą postać spośród nowych bohaterów. Lecz przy okazji trudno mi się przejąć tragedią Theseusa Scamandera, bo jest on kompletnie nijaki i zbędny dla fabuły. W Zbrodniach… zarysowuje się pozbawiony emocji konflikt między nim a bratem – Newtem. Im dłużej myślę o relacjach między tymi trzema postaciami, tym bardziej się irytuję. Mam nadzieję, że śmierć Lety nie jest pretekstem do tego, aby bracia się pogodzili.


 K: A ja mam nadzieję, że w kolejnej części będziemy mogli więcej popatrzeć na pięknego i wspaniałego Jude’a, jako Albusa Dumbledore’a i że jego związek z Grindelwaldem wybrzmi o wiele mocniej, niż w Zbrodniach…. Bo postać Dumbledore’a była jedną z jaśniejszych w tej części Fantastycznych zwierząt i szkoda, że było jej tak mało.


 Z: Podsumowując, Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda to film przeładowany wątkami i postaciami. Jednak są w nim też elementy udane, dla których warto go obejrzeć – zwłaszcza jeśli jest się Potterheadem. Być może w przyszłości produkcja ta zyska w naszych oczach w kontekście kolejnych części, bo wszystko zależy od tego jak potoczą się dalsze losy bohaterów.

Napiszcie w komentarzu, co sądzicie o filmie. Może macie inne interpretacje?



Skomentuj lub podaj tekst dalej, zajrzyj też na Facebooka, Twittera i Instagram.
____________________________
Jeśli chcesz komentować, a nie masz konta w Disqus – kliknij w Name, a potem zaznacz „Wolę pisać jako gość”